Paryski salon: Delacroix, Chopin, George Sand, Maurycy i cytat z Pustelni parmeńskiej

Za wiele masz ognia dla poziomych dusz – krzepki motyw z naszego Zlewu. Te słowa zacytował Maurycy, syn George Sand, przyglądający się zebranemu towarzystwu i ekwilibrystyce Delacroix, objaśniającemu zasady refleksów w malarstwie. Byli obecni słuchacze wybitni i pojętni (nasz Fryderyk, przyjaciel Eugeniusza), ale także kompletnie odporni na wszelkie parabole, hiperbole i paraboloidy (o ile taka figura w ogóle mieści się w arsenale językoznawców). Młody Maurycy, świadom doniosłości odkrycia Delacroix i nielotności niektórych obecnych, spontanicznie wygłosił kawałek dialogu Fabrycego z hrabiną ze stendhalowskiej Pustelni parmeńskiej.
To się wiąże z tekstem Zlewu na koncertowym nagraniu Querentes sprzed XL lat. Pada tam to, jakże ważne dla mnie, zdanie. Fabrycy, rozmarzony perspektywami rychłej służby Cesarzowi, właśnie nadciągającemu z Elby do Paryża – rozmawia o kosztach podróży i swego ekwipunku, w rzeczywistości poniesionych przez jego siostry, które poświęciły dla wielkiej sprawy brata cały swój majątek w biżuterii. Nieświadom sytuacji, zwraca się do hrabiny: – Elle le dira a mes sours, et ces femmes me trahiront a leur insu! s’écria Fabrice avec une sorte de hauteur héroique. – Parlez donc avec plus de respect, dit la comtesse souriant au milieu de ses larmes, du sexe qui fera votre fortune; car vous déplairez toujours aux hommes, vous avez trop de feu pour les âmes prosaiques. [– Powie siostrom i te baby zdradzą mnie ani wiedząc kiedy! – wykrzyknął Fabrycy z odcieniem heroicznej dumy. – Mówże z większym szacunkiem – rzekła hrabina, uśmiechając się przez łzy – o płci, której będziesz zawdzięczał swój los; bo mężczyźni nigdy nie będą cię lubili: za wiele masz ognia dla poziomych dusz.]
To właśnie te słowa – za wiele masz ognia dla poziomych dusz. Te słowa określiły jakość i charakter naszego debiutu. Jeśli miarą tej jakości, miałaby okazać się po latach, choćby tylko krótka chwila elektryzującego wspomnienia – to było warto. Było warto, bo są one kwintesencją uniesienia i zapamiętania, jakiego sto lat później szukali w chemicznych protezach bitnicy i hipy. Przywołał ten bonmot syn George Sand obserwujący podekscytowanego Delacroix, próbującego za pomocą zestawianych poduszek i innych tekstyliów objaśnić zasadę refleksów, udzielanych sobie wzajemnie przez oświetlone przedmioty. Odkrycie tego ekscytującego zjawiska i zastosowanie jego priorytetów w codziennym zmaganiu się z paletą, dopełniły tylko geniuszu człowieka i tak już uwikłanego w paradygmat chorążego epoki.
Ale, jak uczy życie, zdrowe ziarno kiełkuje i owocuje wyłącznie na żyznej glebie, o czym traktuje inny utwór – Drzewo figowe – kończący się wizją Pana rozstrzelanego. Koncert Querentes XL był gatunkową i ultrajakościową hybrydą na tle krajowego bełkotu początku lat 70.

pustelnia parmeńska zlewu jesteśmy dziedzicami, my, światłych pokoleń bękarty, żywi, choć za wcześnie (o świcie) odarci ze złudzeń, cóż po nas, ze złudzeń odartych. twórcami jesteśmy i tworzywem, ostatni czujący z wszystkich wspólnot, opluci z serca (wypluci spod serca) przy narodzinach, nie chcemy przecież mówić: trudno. tkwisz, jak co dnia, spraw wielkich stróż, za wiele masz (bracie) ognia dla poziomych dusz