acojapacze
dotknąłem Giotta reinhardt Delacroix, romantyczna synteza czarny Goya informel, wyrwane serce cobra

Jaskinia głuchego tytana, czarny Goya.

Nie ma gadania o czymkolwiek w sztuce bez TEGO. Nieraz łapałem się na strawieniu kilku godzin przy wertowaniu tego pachnącego francuską poligrafią albumu Larousse'a. Pierwsze dwa, z kultowego sezonu wydawniczego 1963-66, na jakie mogłem sobie pozwolić, to Delacroix i Goya i... wszystko chyba jasne. Do pełni szaleństwa brakowało mi tylko Gauguina w wydaniu szwajcarskiej Skiry z tego samego okresu, ale był to wydatek, po którym musiałbym zapomnieć o farbach i blejtramach. Opatrzności byłem wdzięczny i za tyle, a zwłaszcza za kultowe wydanie Delacroix, Raymonda Escholiera, którym zajęły się Arkady już w 1963, równo z Francuzami, na jubileuszową setną rocznicę odejścia mojego idola, nie szczędząc przy tym sił i środków, mimo ludowej dyscypliny finansowej – klisze, do pysznie wklejanych reprodukcji, były zamawiane u Steinera w Bazylei i Mansata w Paryżu. Czyż mogło być coś wspanialszego?
Goya to wyrzut sumienia, kronikarz ludzkiego zwyrodnienia – tyleż obyczajowego, co genetycznego. Starczy raz zerknąć na strzęp Okropności wojny, albo Kaprysów, czy którykolwiek portret utytułowanej postaci – po prostu, rzygać się chce. To tak wyglądają ludzie? Tak, tak, właśnie tak, a czasami nawet gorzej, jak w Quinta del Sordo, gdzie na ścianach dwóch kondygnacji pojawiło się słynne czarne panoptikum – budzące trwogę widziadła „śpiącego”, albo może „bezradnego” rozumu.

delacroix delacroix delacroix delacroix
)))

Okropności wojny

Stworzył wstrząsający notes o przelewaniu krwi podczas wojennych i partyzanckich rzezi.