acojapacze
agrykola, regina poloniæ serce na spacer elektrony z powietrza pierwsze sklepy i usługi różności

Muzeum reklamy to nie szafa mamy

Kolejna poważna sprawa. Nikt się na tym nie zna, ale wszyscy stroją miny, jak Porucznik Dub z wiadomej, nieśmiertelnej książki. Arogancja, niemoralnie wysokie zarobki, zazwyczaj nikczemnie płytki pomyślunek i zgrywanie się na egzystencjalistę-freeka – oto portret „specjalisty” od reklamy – uznanego przez liberyjców procederu wyprowadzania firmowych środków, pod pozorem podażowego „oddziaływania” na popytową świadomośćmilionowej tłuszczy. Że też taka bzdura trwa tyle dziesięcioleci i wciąż skutecznie drenuje portfele. JEDYNYM niewątpliwym sensem reklamy jest teatralizacja banału, reszta to tylko bzdety windujące ceny na kolejne piętro...
Witrynę zrealizowalem samodzielnie, jedynie oprogramowanie części bazodanowej pozostawiłem fachowcom, zasilając równocześnie wydawcę ciekawymi, jak sądzę, sugestiami, co do merytorycznych parametrów sortowania i prezentowania pozycji. Nie znam obecnego statusu tej wartościowej inicjatywy, znacząco poszerzającej żałośnie wąskie horyzonty dzisiejszych adresatów. Obecna publika nabiera się na coraz głupsze i bezwartościowe semiologicznie historyjki, generowane przez strasznych prostaków. Poziom „reklamy” – zwłaszcza krajowej — jest tak przeraźliwie niski, że faktycznie, niedługo cała dyscyplina zalegnie w muzeach, jak w różnych branżowych Halls of Fame, tych ostatnich już chyba jaskiniach chwały.

sklepy i usługi

Pierwsze sklepy z muzyką

Jeszcze niedawno towarem były wyłącznie nośniki z muzyką. Przez lata dojrzewała koncepcja handlowania samą zawartością, no i co z tego wyszło, doskonale wiedzą wszyscy melomani. Kiedyś zrobiłem coś bardzo trudnego z „werystycznym”, pływającym interfejsem pełnym przycisków, przełączników i zmiennych światełek. Narobiłem się jak nadwołżański burłak, ale było warto. Tradycyjnie, sam realizowałem i kodowałem cały materiał, pozostawiając kompletny interfejs graficzny wyszukiwarki do zagospodarowania programistom.

sklepy i usługi

Zarządzanie

Celowo zestawiłem strzępy przymiarek do rysopisu przedsięwzięcia i zrzutów jego wuwuwu, by pokazać niekończące się estetyczne rozdrapy dizajnera. Specyfika projektowania do sieci i na mobile ma to do siebie, że trzeba uwzględniać mnóstwo dodatkowych parametrów – przede wszystkim odnoszących się do właściwości sprzętu i sterującego nim systemu operacyjnego. I to są właśnie te koszmarki wciskane publiczności jako powiew nowego, a w rzeczywistości chaotyczny, nieskoordynowany i krępujący innowacyjność autorów huragan pazerności. Zrazu jasne i zrozumiałe dla grafików kodowe zasady tworzenia witryn, dzisiaj są wyścigowym bazarem, często bezgranicznie skomplikowanych układów zarządzania serwisami i opisowo-skryptowych definicji współpracujących segmentów. Zwalczajace się idee, np. ślepa nienawiść do flasha kontra cielęce uwielbienie dla nieskończonego jeszcze html-5, czy mętne koncepcje typograficzne – to tylko wierzchołek tej góry, a może raczej wydmy, bo przecież nie mamy do czynienia z żadną stabilnością. Tymczasem łatwo się domyślić, że „problemem” flasha jest jego status środowiska uruchomieniowego – prawdziwa zadra w oku prowodyrów „nowej” rzeczywistości internetowej i opłacającej ją histerii producentow sprzętu mobilnego, któremu trzeba dopisywać całe woluminy warunkowych parametrów, angażując czas i siły w bzdeciarnię nowych . Czy w takich warunkach może się rozwijać internetowa twórczość? Czy wszechświatowa klubowość i blogerstwo miliardów ofiar internetowej zaćmy może uchodzić za nowe wcielenie kultury?
W ŻADNYM WYPADKU. To wielki humbug i globalno-imperialny szał, gdzie sformatowanych trutniów interesuje wyłącznie to, kiedy nowy smartfon wejdzie do oferty ich operatorów. Wierzajcie ludziska, to pospolity syf bez przyszłości, jak – nie przymierzając – defekacyjne perpetuum mobile... A u nas, po staremu – zarządza się niczym, nie ma produkcji, planowania, edukacji, zdrowia i przyzwoitości – kompletny klops.

sklepy i usługi

Inwigilacja

To także niezły kawałek chleba, zwłaszcza w kraju, w którym „usługi” nie dotrzymują tempa rozkładowi społeczeństwa, spektakularnej petryfikacji nędzy i całkowitej atrofii czynników regeneracyjnych i odtworzeniowych. Żywioł powszechnej agonii wszelkich przejawów aktywności ludzkiej i obywatelskiej, bezczelnie lukrowany debilną propagandą dla sformatowanych ćwokow i wyrwanych z korzeniami lemingów, osiągnął już takie rozmiary, że niebawem nie będzie już kogo ścigać. Aha – mam oczywiście na myśli ograbionych ludzi, nie żadnych-tam polskich multiłachudrów, „wielkich płatników” i „skarbników” – ci są całkowicie bezkarni, poza zasięgiem jakichkolwiek Dżejmsów Bondów. Dla klientów poniższych popracowałem ze względów powyższych...

sklepy i usługi
)))

Pochód szalbierzy i picowników

Kiedyś wszystkiego można było się nauczyć, nawet spontanicznie – źródła były pisane normalnym językiem, a nadciągający pochód zdemoralizowanych cwaniaczków miał jeszcze przed sobą parę lat wycierania gila. Pamiętam swój zachwyt niektórymi znaleziskami w sieci – zadziwiające fabuły i niespotykane funkcjonalości, nie mówiąc o mistrzowskim wykonaniu – wszystko w „starym”, poczciwym html-u i dhtml-u, bez piramidalnego bajzlu na oślep paskudzonych kaskad stylów i przerabianych bez opamiętania javaskryptowych dziwolągów, których przeznaczenia nie pamiętają już chyba sami autorzy, nonszalancko rozpylający „użyteczną darmochę” nad całym internetem, jak us-army napalm nad wietnamską rzeczywistością – i proszę, wszystko cudownie działało, bez „boskich interwencji” macherów od nowych standardów. Dzisiaj potwornie wszystko skomplikowano, wprowadzono „doskonalsze” wersje narzędzi, systemy i pół-surowe zestawiki wuwuwu do samodzielnego wypieku, ale kierując się wyłącznie interesem i kryteriami sieciowych fordanserów. Szczególną nienawiść wykazano w odniesieniu do jakże naturalnej, niemal dizajnerskiej idei „tabelek” i „ramek”, idealnie wręcz porządkujących plan projektu, jak na kulmanie architekta. Zniesiono je i wymazano z historii – racjonalność kreślarza zamieniono na tyranię chaosu współrzędnych, podwieszanych jak obiekty astronomiczne, w jakimś dziwacznym uniwersum domniemanego okna przeglądarki. Wolność konstruowania witryn zamieniono w dżunglę geszeftów i kolonię obozów koncentracyjnych, zwanych dla niepoznaki „serwisami społecznościowymi”. Do tego jest cała kolosalna podaż przeróżnych gotowców do załadowania na wykupione hosty (dla ambitnych) lub po prostu zalogowania na wydzierżawioną działkę (dla pozostałej reszty). Taka automatyzacja wymaga dużego zaplecza, dużej obsady z kilku kontynentów oraz zakreślenia stref wpływów, bo to z tego jest szmal – nie z pracy, ale z liczebności gawiedzi. Jednoznacznie imperialistyczny charakter kilku łatwo rozpoznawalnych podmiotów specjalizujących się w obronie tzw. demokracji, jest powszechnie znany, więc szkoda marnego słowa. Ważne, że skarbonki paru cwaniaków, żerujących na ludzkiej inercji, są od dawna większe od całkowitego produktu niejednego państwa.

derpina chciałaby odnaleźć kota – nastojaszczij dzientełmien powinien stanąć na wysokości zadania
sklepy i usługi