Magia tego pompatycznego zgiełku zniewalała mnie od zawsze. Unikałem starcia z krytyczną literaturę przedmiotu, rzadko odnoszącą się do tego rodzaju arcydzieł z należnym podziwem – przeciwnie, czasami próbującą lansować tezy sztukowane dziwaczną hiperboliką argumentów, zazwyczaj orzekając negatywnie. Generowanie znoszacych się poglądów to przecież natura krytyki. I jeśli nawet wyciągany z przysłowiowego kapelusza „okresowy” remanent rozmaitych reasumpcji, ma wyłącznie fasoniarskie, socjotechniczne lub polityczne podłoże i realizowany jest na zamówienie różnych lobby (także naukowych), w niczym nie narusza to zasady, że zawsze sięga się po źródła natchnione, wszystkie inne traktując jak koniunkturalne puszczanie oka do „swoich”. Wystarczy zobaczyć co się zaleca dla opanowania i utrwalenia wiedzy w procesie kształcenia – choć dekady mijają, to pewne tytuły niezmiennie pozostają kwintesencją tematu – skończonym wzorem związku. O ile jednak łatwo zrozumieć, że np. „najnowsza” recenzja malarstwa El Greca, to prawdopodobnie humbug, o tyle opracowania problemowe czy przekrojowe (często wybitne) stanowią rewir niepewny, bo intensywnie uprawiany przez kuglarzy i autorów osławionych „modnych bzdur”. Sprawa staje się jeszcze bardziej powikłana, gdy konstatujemy, że nowe treści są przetwarzaniem bytów już przetworzonych – mówiąc bardziej obrazowo – jakbyśmy śnili sen, w którym dokonujemy analizy innego snu. To jest reductio ad absurdum, z tym już nic się nie da zrobić – idee to nie surowce wtórne, a krytyka to nie recykling idei. Skądinąd wybitny konceptualista, Edward Krasiński, zrealizował był pod koniec życia interesującą instalację w Zachęcie – zmierzył się z natręctwem pikturalizmu, całość pola konfliktu przepasując charakterystyczną dla siebie taśmą niebieskiego scotcha na wysokości 160 cm – czym przez lata zakreślał położenie swego serca. Przyznam, że ten rodzaj wieloznaczności jest dla mnie zbyt łatwy, zanadto zhomogenizowany. Pamiętamy, czym były kalki z rzeczy gotowych u Duchampa czy Warchola, dynamiczne wycinanie przestrzeni z płaszczyzny przez Fontanę, albo paski Burena negujące wszelkie konotacje mimesis. Ale czym właściwie jest ten Grunwald od Jakuba Skarbka z lewej, po biskuba lubeckiego Krzysztofa z prawej, z Edwardem Krasińskim pomiędzy? Milknę, bo zabawa świętościami wymusza na świadku sztuki bezsensowne spalanie energii w „seansach domyślności”, bo wzbudza w trzewiach „pana etranżera” bieg jałowy i dezinformuje. Alicja już miala do czynienia z podobną bezradnością: Nasuwa to jakieś myśli... ale nie wiem dokładnie jakie! Bądź co bądź, ktoś zabił coś: to jest oczywiste w każdym razie...
Ale ta historia ma ciąg dalszy i chyba nie ostatni. Oto skąpy ustęp z neobatalistycznej parafrazy „Bitwy...” popełnionej przez The Krasnals: Z absurdalnych motywów na jednym obrazie rozbawił nas stwór chodzący na łyżwach, a motyw łyżwy po prostu zachwycił. Koncept nie był dla nas w ogóle jasny, dlatego stwierdziliśmy, że idealnie nadaje się do sfery sztuki współczesnej, jako zadanie idealne dla kuratorów czy krytyków. Dlatego pomyśleliśmy aby wpakować tę łyżwę w łeb Andzie Rottenberg. I nie tylko dlatego! Przede wszystkim za to, że chciała na czas 600 rocznicy Bitwy pod Grunwaldem wywieźć oryginalne dzieło do Niemiec, a zamiast Matejki w Muzeum Narodowym obywatele mieli podziwiać bardziej nowoczesne dzieła promujące homoerotykę (totu). Nic dodać, nic ująć...
)))
Krasiński i Stażewski. Tego duetu zapomnieć nie sposób. Sędziwi, ale ciągle w czołówce, a zasługi – lista im podobnych zmieści się, co najwyżej, w cieniutkim notesie. Po prostu giganci. Kto popijał codzienne kawy u Architektów na Foksal, ten pamięta kosmiczny gwiazdozbiór niepospolitych osobników płci obojga w tej kultowej salce z werandką. No i pobliska siedziba Wiesława Borowskiego – legendarna Galeria Foksal – dla awangardy sztuki powojennej adres klasy premium. Zaistniała w 1966 z inicjatywy krytyków – Anki Ptaszkowskiej, Mariusza Tchorka i Wiesława Borowskiego oraz samych artystów – Henryka Stażewskiego, Edwarda Krasińskiego, Tadeusza Kantora i Zbigniewa Gostomskiego. Gościła ekspozycje m.in. Tarasewicza, Boltanskiego, Kiefera, Vautiera, Violi, Fischera – co nazwisko, to figura. Szczegóły: w książkach do historii sztuki...