Co to w ogole jest? Pokazuję i objaśniam. To moja pezja, ale ciężkostrawna, nawet dla oswojonych z turpistycznym barokiem Grochowiaka czy zlepami-szumami-ciągami Białoszewskiego – ciągle wymagajaca uwagi. Żeby było zabawniej, większość tych tekstów była niegdyś pomyślana, jako libretto dla Querentes. Niektóre kartki wymagają uzupełnień w miarę porządkowania rupieciarni.
Querentes und der Ultramarine Reiter – pozioma książeczka z wierszykami dla sympatycznych dziadygów, w których ciągle jeszcze pika czyste sece dziecka. Ten misz-masz awangardowych przywidzeń z bliższej i dawniejszej przeszłości narodów, które miały honor wymordować się nawzajem w wielkich wojnach od Ebro do Wołgi, wiąże jeden składnik – ULTRAMARYNA – krucafuks alleluja. A ten parafialny niejako wykrzyknik, także jest na swoim miejscu, bowiem niebieskość i niebiańskość mają się w tej książeczce ku sobie, jak ultramaryna i dupamaryny. Książeczka jest skomponowana jak płyta, rzuca się w oczy jej charakterystyczny dla wydań fonograficznych indeks. Ale też nikt nie broni traktować tej bibuły, jak libretta. A piejże dziadygo jeden z drugim, gadu, gadu, stary dziadu, bajże, baju, po zwyczaju, jak to naukowo ujął poeta Wincenty Pol. A dla nieco osłupiałych – jeszcze mały deser w postaci świeżo wytrzepanych i zgrubnie posortowanych towarów, kontynuujących rozważania o życiowych sińcach, romansach i innych niebieskich bliznach.
Narysował go Kandinski, rysował go zresztą i malował kilkakrotnie. Formację artystyczną Błękitny jeździec założyli Kandinski i Franz Marc.